„Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam».
Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika». Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.
Nie każda modlitwa jest dobra i nie każda modlitwa jest miła Bogu.
Na modlitwie jesteśmy ważni, ale nie najważniejsi i nie to stanowi jej sedno, co ja chcę powiedzieć, ale to, co Bóg chce i pragnie mi przekazać.
Często bywa tak, że na modlitwie to my chcemy Bogiem kierować, rozporządzać, wydawać, właściwe sobie, dezyderaty, rozporządzenia. A Bóg ma je tylko zaaprobować.
Dlatego modlitwa to przede wszystkim szukanie Boga, szukanie przebłysku Jego prawdy, okna, które otwierałoby się na Niego. Modlitwa to odnajdywanie drogi, która z więzienia skończoności wiedzie ku pełni, ku prawdzie. Jednocześnie musimy sobie zdać sprawę z naszych granic, z naszych skończoności, że Boga nie można sobie, od tak, wymyślić; że na końcu jest zawsze On sam, który przekracza nasze myślenie.
Modlitwa jest rozpięta nad przepaścią adorującego posłuszeństwa i pokornej modlitwy. To nie my mamy Boga poruszyć, ale to On nas samych.
Modlitwa nie zmienia postanowień Boga, ale tego, kto do Niego się modli. S. Kierkegaard.